środa, 27 grudnia 2017

Mity kanadyjskie - obalam!

W Kanadzie jesteśmy już niemal 4 lata - ni to mało, ni to dużo. Wystarczająco jednak, by móc zweryfikować kilka mitów, które krążą na temat Kanady. Nie wymieniłam wszystkich, a jedynie te najczęściej powtarzane.


Mit nr. 1: Niski poziom opieki zdrowotnej

Niestety nie mam wykształcenia medycznego, by w pełni móc się odnieść do tutejszych standardów leczenia i diagnostyki, ale korzystam (niestety) bardzo aktywnie z tutejszego systemu pomocy medycznej. To co od razu rzuca się w oczy, to brak przepisywania leków na każdy byle problem - pamiętam dość dobrze z Polski, że po każdej wizycie wychodziłam z gabinetu z kilkoma kartkami leków do wykupienia - tych na receptę i tych wspomagających. Tutaj tego nie ma - owszem, leków Ci u nas dostatek, jak lekarza spytasz, to Ci doradzi, ale sam raczej nie zaproponuje, o ile to nic poważnego. Tutaj na antybiotyk trzeba sobie "zasłużyć" raczej go nie dostaniesz w pierwszych dniach choroby - lekarz będzie Ci kazał pojawić się za 3 dni i wtedy oceni, w którą stronę choróbsko się rozwija. Wiem, że to drażni wiele osób przyzwyczajonych z Polski do antybiotyków "na wszystko". Nie dziwne zatem, że Polska jest w ścisłej czołówce krajów z największym odsetkiem zażywanych lekarstw i suplementów na osobę... o tzw "super bakterii" chyba też już wszyscy słyszeli?
W Polsce kobiety żyją przeciętnie 81,9, mężczyźni 73,9 - w Kanadzie jest to odpowiednio 84,5 i 79,1 lat... - to też jest poniekąd efekt dobrej organizacji służby zdrowia.


Mit nr. 2: W Kanadzie trudno o smaczne i zdrowe jedzenie

Zgodzić się z tym nijak nie mogę! Ciężko, to co najwyżej korzeń pietruszki (parsley) zdobyć! Bo tu głównie popularny jest, łudząco podobny pasternak (parsnip).
W sklepach dyskontowych, tych najtańszych typu NoFrils, rzeczywiście wybór spożywki jest dość ograniczony - głównie marki własne - a jak z markami własnymi bywa, każdy student (i emigrant) wie. Nie są tanie bez powodu, więc nie oczekujmy super jakości. Faktem również jest to, że w sklepach mamy duży wybór dań gotowych, mrożonek do mikrofali i żywności w proszku (dla mnie hitem jest jajecznica w kartonie) - jednakże nie jest tak, że nic poza tym nie ma! Stoiska ze świeżymi owocami i warzywami są pełne specjałów z różnych części świata, dostaniemy produkty z okolicznych farm, jeśli są, jak i dobra sezonowe. Często też dobiegają mnie głosy, że może i to wszystko pięknie wygląda, ale już ze smakiem gorzej - powiem tak - jak się trafi. Czasami rzeczywiście pomidory są plastikowe czy rzodkiewka w ogóle nie szczypie w język, ale jakiejś wielkiej różnicy w smaku nie odczuwam. Być może wynika to stąd, że część emigrujących osób przed wyjazdem miała to szczęście, że w warzywa i owoce zaopatrywała się z przydomowego ogródka. No cóż. Marketowe jedzenie produkowane na dużą skalę, nigdy nie będzie smakowało jak to wypieszczone i dopilnowane domowe... no nie ma takiej opcji!
Wspomnę jeszcze przy tym temacie, że w Ontario jest dość łatwy dostęp do produktów eco bio i super hiper zdrowotnych. Nawet w sieciach dyskontowych znajdą się zamienniki cukru białego czy marchewka eco za parę centów więcej. A właśnie - ceny też nie są razy 300% a jedynie jakieś 25%-45% więcej niż za zwykły produkt.
No i ta różnorodność sklepów... markety azjatyckie, indyjskie, wschodnioeuropejskie...


Mit nr. 3: Nie ma dobrego pieczywa

Prawdą jest, że w większości marketów wystawione na pierwszy front jest pieczywo tostowe - "wata" inaczej... . I jest go zazwyczaj dużo... i stąd pewnie wrażenie, że poza nim nic innego nie ma. Błąd. Błąd który sama odkryłam w swoim myśleniu jakieś 1,5 roku po przylocie (niezłe tempo, nie?). W Kanadzie jak najbardziej jest dostępne smaczne pieczywo - naszym ulubionym jest pieczywo dostępne w Fortinos na stanowisku Pane Fresco - konkretniej Sourdough Rye Batard Bread - pyszny! Jedyne $4 (qrcze, powinni mi zapłacić za reklamę... ja myślę...). Dobry chlebek też jest w Longo's - ten podawany przez pracowników piekarni i pewnie znalazłoby się jeszcze kilka innych. Szukać szukać aż znajdziecie swoje smaki - są, na pewno gdzieś są, cierpliwości jedynie, a znajdziecie!


Mit nr 4: Niski poziom nauczania

Obecnie mam doświadczenie na poziomie junior kindergarten - grade 2 i grade 12 college level. To co zdążyłam zauważyć do tej pory, to z pewnością fakt, że system nauczania w Polsce i w Kanadzie jest zupełnie inny. Na tyle inny, że zastanawiam się, czy porównywanie tych dwóch systemów ze sobą ma w ogóle sens.
Jak nauczanie w Polsce wygląda, to każdy z nas wie. Dużo pamięciówek, zero indywidualizacji, mnóstwo detali do zapamiętania i wiedzy szczegółowej. Przeładowany datami program historii, chemia czarna rozpatrz jak dla mnie, a informatyka daleko w tyle za teraźniejszością - do dziś pamiętam, jak siedzieliśmy w parach przy komputerze i wyczekiwaliśmy na słynny dźwięk łączenia z internetem... ehh to wyczekiwanie! To napięcie! A to już sporo po 2000 roku było.
A w Kanadzie jak? Faktycznie program na poziomie 1 i 2 grade jest mniej zaawansowany względem Polski - tu odpowiednio 6 i 7  latki uczą się jeszcze dodawania i odejmowania (w Polsce 7 latki poznają już tabliczkę mnożenia przecież!), sporo kolorują, w grade 2 wprowadzane są dopiero zadania z treścią, od grade 1 są zajęcia komputerowe, prawie nie ma prac domowych - poza projektami raz na średnio kwartał i przygotowaniem się do quizu ze spellingu  raz w tygodniu. Są za to wspomniane projekty - np syn miał przygotować tzw. speech na temat swojej ulubionej książki - przed całą klasą. Musiał opowiedzieć punkt po punkcie, z pamięci, razem z prezentacją owej. Z Polskiej szkoły pamiętam jedynie wygłaszane referaty, gdy komuś brakowało dobrej oceny do podwyższenia. Tu maluchy przygotowują się do publicznych wystąpień od samego początku - co roku są organizowane nawet międzyszkolne konkursy w tej dziedzinie. Efekt taki, że większość dzieciaków po skończeniu szkoły potrafi się zaprezentować - czy to przed pracodawcą czy wznosząc toast na weselu!
Można dyskutować: czy warto dzieciom tłoczyć do głów szczegółową budowę wewnętrzną liścia czy raczej, by dziecko umiało ten liść dopasować do nazwy drzewa?
W Polsce system skupia się na wykształceniu wszechstronnym - na szerokiej wiedzy ogólnej o świecie, podporządkowywaniu się dyscyplinie i przełożonym (nauczycielom), na rywalizacji w wynikach - w Kanadzie natomiast, bardziej na umiejętnościach społecznych, pracy własnej i na indywidualnych wynikach.
Wspomnę jeszcze tylko co do moich własnych doświadczeń z grade 12 - zapisałam się do szkoły na 4 kursy - angielski, matematyka, chemia i biologia - wszystkie na college level (ogólnie są 3 - tzw. zawodowy najniższy, college i university). I jeśli mi ktoś mówi, że nauka to taki pikuś w Kanadzie i w ogóle, to albo jest geniuszem, albo poszedł na poziom zawodowy, gdzie rzeczywiście na matematyce młodzież głównie uczy się posługiwania miarką i przelicza jednostki miar i wag... (bo na tym poziomie tylko tyle potrzebują! Ten poziom ma ich przygotować do podjęcia jakiegoś prostego zawodu i tyle!). Za to nie przypominam sobie w ogóle, bym na polskiej biologii miała tak zaawansowaną genetykę, jaką miałam tutaj... chemia też łatwa nie była (chociaż dla mnie jakakolwiek chemia jest nie do ogarnięcia). Na angielskim tłukłam eseje - na przeróżne tematy - jedne na podstawie książek/filmów, inne były na podstawie własnych doświadczeń, do jeszcze innych musiałam przez miesiąc wiedzę zbierać, zanim zaczęłam w ogóle pisać.

Szkolnictwo wyższe - mam nadzieję, że niebawem będę mogła się wypowiedzieć - na razie czekam na ewaluację polskiego dyplomu.
Aczkolwiek... wszelkie rankingi nie pozostawiają złudzeń... Polska jest daleko daleko w tyle...  (tak tak, wiem, że to Amerykanie je tworzą, więc robią to nijako "pod siebie" no ale jednak nie jesteśmy nawet w pierwszej 3-setce...).


Mit nr. 5: Puste place zabaw

Zimą, przy odczuwalnej -30, tak jak teraz, to sam sobie idź pobiegać... Albo latem odwrotnie - odczuwalna z powodu wysokiej wilgotności powietrza (jeziorka!) +40 - powodzenia...

A tak serio - dzieciaki jak najbardziej na placach zabaw są - głównie wieczorami, bo w dzień od 8.30 do 3 są w przedszkolach czy szkole. W wakacje zwykle są na wszelkich summer camps czy są wyjechane z rodzicami na tzw. cottage gdzie szaleją od rana do wieczora pod chmurką.
Placów zabaw jest dostatek - co kilka ulic jest jakieś miejsce z huśtawkami czy zjeżdżalnią - po prostu ilość dzieci rozkłada się na to wszystko i ich aż tak bardzo nie widać - tak jak np. w Pruszkowie - na całe miasto 60 tys ludzi place zabaw były uwaga uwaga! Aż dwa! Z czego jeden otwarty jakieś 6 lat temu...


Mit nr 6: W Kanadzie nie ma urlopów

W Ontario podstawowy wymiar płatnego urlopu to 10 dni przy pracy na full time. Błąd może wynikać stąd, że możemy wybrać, by pracodawca nam dołączał do pensji owe magiczne min. 4% - wówczas "pozbawiamy" się wypłaty, gdy postanowimy wziąć dni wolne - zwykle tak się dzieje w pracach, gdzie jest duża rotacja pracowników i ogólnie nie najlepiej to świadczy o pracodawcy.
Im lepszy pracodawca, tym mamy lepsze warunki pracy - w tym np wymiar urlopu, a możemy także dostać tzw. sick days, które wykorzystujemy gdy jesteśmy chorzy. Osobiście znam mało ludzi, którzy mają tylko te 10 dni - zwykle wolne dni kształtują się w okolicach 15 na rok, ale znam też przypadki, gdzie tych dni jest 25 (w Polsce to w zasadzie standard... ).
Dodatkowo, w Kanadzie jest sporo świąt tzw, które wypadają albo w piątek, albo w poniedziałek - jeśli jest to święto rządowe, to mamy ten dzień wolny opłacony przez rząd i dostajemy za niego 100% (przy full time, przy part time, jest wyliczany jakiś %) - jeśli zdecydujemy się, albo musimy być tego dnia w pracy, wówczas za ten dzień, w zależności od pracodawcy, dostajemy min. 1,5x (znam przypadki, gdzie jest to 2,5x)
Gdy pozbieramy te dni urlopowe + dni świąteczne, to okaże się, że tego urlopu jest całkiem sporo.


Mit nr 7: Kanadyjczycy nie używają kierunkowskazów

A to akurat nie jest mit...
Nawet wozy policyjne mają z tym problem!