wtorek, 2 grudnia 2014

Z życia przedszkolaka

Nie było nam dane poznać dokładniej Polskiego systemu przedszkolnego (Syn dwukrotnie został nieprzyjęty), więc skupie się głównie na systemie tutejszym, w Kanadzie.

Otóż, to co najpierw mi wpadło w oko, to to, że rodzic nie wchodzi z dzieckiem do środka budynku przed zajęciami. Dziecko zostawia się przed budynkiem na ogrodzonym siatką terenie. Tam dzieciaki ustawiają się w rządku, czekają na gwizdek i wprowadzenie do przedszkola. Jedynie podczas dużego deszczu dzieciaki były od razu wpuszczane do środka. Odbieranie wygląda podobnie. To w praktyce wygląda tak, że przed bramką zbiera się grupa rodziców, nauczycielki od czasu do czasu wyglądają przez drzwi i widząc rodzica "wydają" właściwe dziecko. 
Dzieci generalnie muszą same się ubrać i rozebrać, ewentualnie z drobną pomocą nauczyciela tudzież swoich kolegów.

Druga sprawa to pobyty na podwórku. Nie ma zmiłuj. Wiatr, śnieg, słońce czy kałuże - dzieciaki są codziennie na świeżym powietrzu. Pierwszego dnia przedszkola dostaliśmy informację, że dziecko ma być przyprowadzane odpowiednio ubrane do pogody, bo spędzają czas także na zewnątrz. 
Co tam robią? Mają do dyspozycji mały plac zabaw, piłki, wózki i trzykołowe rowerki.

Kolejna rzecz, która mi się spodobała, to okresowe wizyty rodzica w przedszkolu. Rodzice dostają z wyprzedzeniem informację, że o godzinie takiej a takiej i w dniu takim, mają się stawić na 45 minut obserwacji. Dziecka i środowiska przedszkolnego. Wygląda to tak, że można zobaczyć jak zachowuje się nasza latorośl w przedszkolu, poznać jego kolegów i koleżanki, zobaczyć czym mogą się bawić, jak przebiega dzień. Na koniec dostaje się kartkę do wypełnienia - co się podobało, co nie, co zmienić, ogólne wrażenia. Bardzo pomocne.

Nieobecności dziecka muszą być zgłoszone do sekretariatu - jest to informacja dla szkoły, że dziecko pozostaje pod opieką rodzica. Jeśli nie ma kontaktu z rodzicem (nie odbiera telefonu), ani z osobą podaną jako "awaryjna", wówczas taka nieobecność jest zgłaszana policji.

Ciekawostką, z którą nie spotkałam się w Polsce to jedzenie. Dzieciaki mają przerwy 3 razy dziennie na posiłki, które przynoszą z domu. Poza tym, ok. 2 razy w tygodniu jest możliwość zamówienia cateringu dla dzieci - do domu dostaje się listę z menu, opłaca się przez internet i tyle. Dostawa do konkretnej klasy i dziecka. Korzystamy. Cena takiego zestawu to ok. $3,5 - $6.

Co robią dzieci w ciągu dnia? Przez większość dnia dzieci robią to, na co mają ochotę. Podczas zajęć robione są różne eksperymenty w mniejszych grupkach przy stolikach - kiedy byłam na obserwacji, był akurat eksperyment z nacią selera i barwnikiem rozpuszczonym w wodzie, w której to ten seler tkwił.
Maluchy zaczynają poznawać też litery i cyfry, mają do dyspozycji komputer (w naszej sali starawy trochę, niestety), tablet, farby i sztalugi, wszelkie kredki i papier, jakieś kamyczki, muszelki i zabawki oczywiście.

W każdy piątek do domu dzieci przynoszą w specjalnej teczce czytankę na dobranoc - zwykle jakis wierszyk okolicznościowy czy edukacyjny.

Ponieważ nasze dzieciatko chodzi do szkoły katolickiej, zwykle raz na dwa tygodnie idą do kościoła - co tam robią, to na razie zostaje tajemnicą, bo nasz tylko kwituje - I don't know (to jedno z pierwszych zdań, jakie wypowiedział po angielsku).


I tak nam minęły 3 miesiące...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz