Niby Ontario leży w niemal tej samej strefie klimatycznej co Polska, ale... generalnie stan tutejszej pogody zależy od wpływu mas powietrza, a nie od szerokości geograficznej. A te masy powietrza z nad Arktyki niekiedy są bardzo zimne, co doskonale odczuliśmy tej zimy.
Prawie cały luty wiązał się z temperaturami w okolicach -15st. Niby nie tak źle, co nie? I własnie, tu przechodzimy do jeszcze jednej rzeczy - tzw. "real feel", którą też często się podaje - tzn. że jak jest -15, to często temperatura odczuwalna sięga -23... . My na razie najniższą real feel zanotowaliśmy -33 stopni. Zimno było, oj zimno. I śnieżnie! Śniegu mamy pod dostatkiem.
Jesień za to była piękna - słoneczna, kolorowa i pachnąca suszonymi liśćmi. Taka, jaką lubię.
Jeśli chodzi o lato, to te, podczas którego przyjechaliśmy do Kanady, było bardzo upalne i nie licząc kilku burz, dość suche. Ratunek przed gorącem daje jeziorko, od którego wieje przyjemnym chłodem.
Teraz z niecierpliwością wyczekujemy wiosny... termometry pokazały temperatury bardziej przyjazne człowiekowi, czyli okolice -5. Po tych mrozach, to już prawie ciepło!
A jak radzą sobie Kanadyjczycy z tą zimą? Generalnie to jakoś szczególnie nie marudzą, po prostu odliczają dni do wiosny. Czasami mam wrażenie, że walczą z tą zimą mentalnie i starają się jakoś zaczarować rzeczywistość, wychodząc z domu w czapce, kurtce, krótkich spodenkach i zimowych butach... taki widok widziałam średnio 1-2 w tygodniu. Taki regionalny folklor :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz