wtorek, 3 listopada 2015

Człowiek całe życie uczyć się musi - High School dla dorosłych

Musi. Wyjścia nie ma.
Otóż... zapisałam się do High School dla dorosłych. A co! czasu wolnego za dużo miałam, to sobie dołożyłam obowiązków i atrakcji, co by się nie nudzić.

Wygląda to tak, że na samym początku przechodzi się tzw. placement test, który sprawdza twoją wiedzę z matematyki i angielskiego - matematyka może nie jest trudna, ale jednak było trzeba sobie nieco przypomnieć co i jak.
Angielski polegał na przeczytaniu 2 stronicowego tekstu, odpowiedzeniu na szereg pytań i napisaniu eseju na jeden z trzech tematów. Przeszłam pomyślnie. Stwierdzili, że się nadaję na 12 grade. Good for me.
Dostałam wydruk z moimi osiągnięciami, opisem co dalej chcę robić i poszłam do sekretariatu by umówić się na rozmowy z poszczególnymi nauczycielami.
Weszłam w posiadanie indywidualnego konta, hasła + loginu, dostałam wytyczne i życzenia powodzenia. Przyda się.
Mam obecnie 3 kursy do przejścia, niedługo dojdzie mi jeszcze jeden. Wybrałam hybrydę kursu stacjonarnego i on-line, więc muszę być fizycznie po 2 godziny w tygodniu z każdych zajęć - tam siadam przed komputerem, loguje się i w swoim tempie przerabiam po kolei materiał. Od czasu do czasu rozwiązuje jakiś quiz który daję do sprawdzenia nauczycielowi czy test kończący dział. Dla tych, co myślą o szkole a pracują na full time - te 2 godziny to stanowczo za mało, w domu spędzam kolejne dwie na kurs.
Plusem jest to, że nauczycieli mam także dostępnych on - line. Korespondencja e-mailowa działa bardzo szybko, czasami odpowiedź mam w ciągu 5 minut.

UWAGA!!! Dementuję mit: "amerykańska szkoła niczego nie uczy i ma niski poziom". Bzdura. Warto zaznaczyć, że tu szkołą podzielona jest na tzw. 3 levele - work, college i university. Jeśli ktoś przerabiał tutejszą szkołę, jednak zatrzymał się na tym pierwszym etapie przygotowującym do pracy fizycznej - czyli praca z miarką, przeliczanie skal, objętości itp, to może rzeczywiście tak uznać, ale zapewniam, że kolejne 2 poziomy już tak łatwe nie są. Zupełnie niczym nie odbiegają od Polskiego dobrego liceum.

Moje wrażenia - na początku koszmar. Językowy. Co z tego, że na co dzień nie mam większych problemów z komunikacją, kiedy nagle trzeba ogarnąć masę pojęć matematycznych czy chemicznych, których na co dzień się nie używa. Pierwsze tygodnie przesiedziałam z translatorem tłumacząc co 3 słowo, robiąc nieprzyzwoicie długie słowniczki pojęć. Szło ślamazarnie. Teraz nieco lepiej - sprawdzam przeciętnie co 5-6 słowo... .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz